Beskid Żywiecki – Mała Babia Góra
21.09.2016r
Właśnie dziś, w ostatni dzień
lata, przypada termin kolejnej wycieczki. Nie patrzymy jaka będzie
pogoda, chociaż zapowiadana jest całkiem niezła. Razem ze
Zbyszkiem jako cel wybieramy często omijaną Mała Babią Górę
/Cyl,1517/. Niezbyt zdrowe żony zostawiamy w domu, sami po niespełna
godzinnej jeździe, meldujemy się na niewielkim parkingu w Zawoi
Czatoży. Pogoda, niestety nie jest dla nas łaskawa, ale tłumaczymy
to tym, że niebo też płacze z powodu ostatniego dnia lata.
Otwieramy parasole i o godzinie 9-tej, najpierw żółtym, następnie
czarnym szlakiem kierujemy się na Przełęcz Jałowiecką Północną
/Tabakowe Siodło,998/. Część naszej trasy pokrywa się z
przebiegiem dawnego Tabakowego Chodnika. To właśnie tędy
przemycano tytoń z Galicji na Węgry, a w okresie międzywojennym
kwitła kontrabanda między Czechosłowacją a Polską.
Najpierw łagodnie, z parasolami w
rękach, idziemy wzdłuż bajecznie szumiącego potoku Czatożanka.
Chodzenie z parasolem po szlakach górskich może przez wielu być
uznane jako dziwne, ja zdecydowanie wolę to niż pelerynę, gdzie po
kilkunastu minutach czujemy się jak w saunie. Jedyną niedogodnością
jest to, że jedna ręka jest cały czas zajęta. Niestety, widoków
nie mamy żadnych, ale góry otulone w gęstej mgle są inne ale
dalej piękne. Zaczyna się dosyć ostre podejście, idziemy wolniej,
by po kilkudziesięciu minutach osiągnąć Przełęcz Jałowiecką
Płn. Jest godzina 10-ta. Spotykamy tu czerwone znaki Głównego
Szlaku Beskidzkiego oraz zielone prowadzące do celu naszej
wycieczki. Krótki odpoczynek, lekki posiłek, zaczyna się robić
zimno, więc idziemy dalej. Mijamy Przełęcz Jałowiecką Południową
/Jałowieckie Siodło,996/. Po kilkunastu minutach szlak czerwony
odchodzi w lewo na Markowe Szczawiny, my trzymamy się zielonego,
który zaczyna piąć się w górę dosyć ostro. Cały czas niestety
w deszczu, ale w tym także jest urok i czar gór. Po niespełna
dwóch godzinach od Tabakowego Siodła osiągamy Cyl. Oczyma
wyobraźni widzimy Babią Górę/1725/, panoramę Beskidu
Żywieckiego, Orawę na Słowacji. Ale niestety jest to tylko
wyobraźnia, dalej wszystko spowite jest w gęstej mgle. Postanawiamy
wrócić tu, kiedy będzie piękna pogoda, bo widoki muszą być
fantastyczne.
We mgle niewiele widać, ale i tak jest pięknie |
Mała Babia Góra zdobyta we mgle |
Dalej wygodnym chodnikiem idziemy w dół, po 10
minutach dochodzimy do ładnie zagospodarowanej turystycznie
Przełęczy Brona/1408/. Tym razem nie korzystamy z ławeczek, deszcz
to skutecznie uniemożliwia. Kamiennym chodnikiem szybko schodzimy,
by po 15 minutach siedzieć w ciepłej jadalni schroniska na
Markowych Szczawinach. Spotykamy licealną chyba grupę, zajętą
komórkami i jedzeniem. My też się posilamy i odpoczywamy. Koło
13-tej wychodzimy ze schroniska, deszcz dalej pada, żółtym
szlakiem kierujemy się do Zawoi Czatoży. Najpierw trawersujemy
północne stoki Małej Babiej, w kilku miejscach widać ślady
osuwisk kamiennych, gdzie trzeba bardzo uważać. Cały czas
rozmawiając zbliżamy się do punktu wyjścia. W pewnym momencie
widzę nogi Zbyszka w górze, natomiast najbardziej szlachetna część
ciała jest w błocie. Na pytanie co się stało, odpowiada, że
chciał kopnąć trującego grzyba. I w ten sposób przyroda tak
potraktowała człowieka, całe szczęście, że samochód stał koło
lasu, więc Zbyszek nie będzie musiał pokazywać plamy na
spodniach, na tak delikatnej części ciała.
Na przełęczy Brona |
Ślady kamiennych osuwisk |
Po kilkunastu minutach
dochodzimy do parkingu, jest godzina 15-ta. Cała wycieczka trwała 6
godzin, ale to ze względu na pogodę. Przy pięknej aurze
podejrzewam, że na podziwianie widoków byśmy przeznaczyli co
najmniej 2 godziny. Wycieczka godna polecenia. Możliwy jest też mniej
uciążliwy wariant szlaku na Markowe Szczawiny omijający Małą
Babią.
Pozdrawiamy serdecznie
Wiesiek i Dana
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz