Wstęp...

... Czyli jak to się zaczęło        Od dłuższego czasu grupa znajomych, którzy wiedząc, że dosyć często bywam w górach nalegał...

środa, 31 maja 2017

Beskid Żywiecki – góra Lasek

26.10.2016r

Dosyć dużo czasu upłynęło od ostatniej wycieczki, ale zła pogoda i różne inne sprawy były tego przyczyną. W końcu prognozy są w miarę dobre i decydujemy się na lekką trasę. Wspólnie z Daną ustalamy, że naszym celem będzie góra Lasek /Łosek,868/. Jedni twierdzą, że jest położona w Beskidzie Makowskim, inni że w Żywieckim. Ja obstaję za drugą opcją. Pogoda jest zgodna z prognozą, jedziemy do miejscowości Przyborów, wielokrotnie wspominanej przez Jalu Kurka w powieści Janosik. Przed 11-tą zatrzymujemy się na parkingu koło kościoła, by równo o 10,50 wyjść w trasę. Patrząc na mapę widzę skrót drogą za kościołem, ale ku mojemu zdziwieniu prowadzi tamtędy szlak, chociaż na mapie jest gdzie indziej. Więc bez żadnych obaw, że pobłądzimy, ruszamy żółtym szlakiem. Pogoda fajna, trochę mgły, lasy już przybrały piękne kolory jesieni.
Początkowo dosyć uciążliwie, później łagodniej raz lasem pełnym leżących już liści, raz łąkami, z których podziwiamy w jesiennej krasie szczyty Grupy Mędralowej spokojnie idziemy. Trasa cały czas umiarkowanie wznosi się, idealna cisza, łąki zryte przez dziki, szelest spadających liści, pełny komfort rekreacyjny.
 

Wędrujemy żółtym szlakiem

Lekko zamglona panorama Mędralowej w pięknych jesiennych barwach

 Gdzieniegdzie widać na polanach domki letniskowe. W wielu miejscach na szlaku leżą w poprzek drzewa, świadomie chyba ułożone z powodu jeżdżących quadów. Dzięki temu turyści na szlaku i mieszkańcy okolicznych domów mają większy spokój. Po dwóch godzinach spokojnego marszu docieramy na szczyt. Odpoczynek, jedzenie, podziwianie gór w jesiennej szacie i po 15-tu minutach, lekko zmarznięci decydujemy się na powrót. I tu duży plus wracania tę samą trasą. Inne widoki, oświetlone słońcem lasy pod innym kątem, dają zupełnie inne wrażenia.
  

Po drodze mijamy piękne kapliczki


 Powrót już krótszy, niecałe półtorej godziny, mijamy cmentarz, kościół i jesteśmy na parkingu. O 15-tej wyruszamy w powrotną drogę. Krótka ale piękna wycieczka, warto było dla kolorów jesieni spędzić ten czas w Paśmie Laskowskim.
Pozdrawiamy serdecznie
 
Wiesiek i Dana

piątek, 26 maja 2017

Pieniny - Obidza 


30.09.2016r



  

     




        
Będąc z Daną w ubiegłym roku o tej samej porze w Pieninach, stwierdziliśmy, że musimy w niedalekiej przyszłości znowu tutaj zawitać. I tak się stało. Przy pięknej pogodzie, razem z Grażynką i Zbyszkiem, wybraliśmy się do Białej Wody. W Nowym Targu dołączyli do nas Bogusia i Krzysiek, siostra Zbyszka z mężem i wspólnie już przez Szczawnicę kierujemy się na parking Biała Woda. O 9,40 jesteśmy na miejscu i za chwilę wyruszamy czerwonym szlakiem na Przełęcz Gromadzką /Obidza,930/. Będziemy szli terenami Beskidu Sądeckiego a później Pienin. Znajdujemy się w rezerwacie Biała Woda. Przed utworzeniem rezerwatu teren był wykorzystywany gospodarczo. Początki osadnictwa sięgają XI wieku. W połowie XIV wieku przybyli tu Wołosi, którzy przywieźli z sobą umiejętności związane z kulturą pasterską, a następnie zaczęli się osiedlać w dolinach. Powstała wieś Biała Woda zamieszkana przez Rusinów, którzy utrzymywali się z wypasu zwierząt, uprawy roli i drobnego rzemiosła. Zaludnienie wzrastało, pozyskiwano nowe tereny dzięki karczowaniu lasów. Po II wojnie światowej w ramach akcji „Wisła” w 1947 roku wysiedlono Rusinów a zabudowania spalono. Widoczne są jeszcze na terenie rezerwatu resztki fundamentów i zdziczałe drzewa owocowe.

Po kilku minutach marszu dochodzimy do Bazaltowej Skałki. W tym miejscu około 100 milionów lat temu niewielka ilość magmy przebiła się przez powierzchnię i zastygła. Godzina łagodnego podejścia i zatrzymujemy się przy tablicy informacyjnej o ostoi głuszca. Piękna polana, wymarzona pogoda, rewelacyjne towarzystwo a w oddali Tatry i Gorce. Po pół godzinie ruszamy dalej, co jakiś czas podziwiając ukazujące się panoramy górskie.

Jesteśmy przy Bazaltowej Skałce


Miłe spotkanie z owieczkami


    W pewnym momencie jesteśmy w kropce, prowadzone prace leśne, duża ilość powalonych drzew, liczne skrzyżowania leśnych dróg, powoduje, że nie mamy pewności czy dobrze idziemy. Po półgodzinnym marszu bez szlaku z ulgą witamy czerwone znaki i jednocześnie skręcamy bardziej na południe. Odsłaniają się piękne widoki na Beskid Sądecki. Powoli łagodnym szlakiem dochodzimy do Obidzy. Tutaj mamy odbić w prawo szlakiem niebieskim, ale decydujemy się zawitać do Bacówki na kawę i posiłek. Zresztą piękna pogoda, fantastyczne panoramy, duży zapas czasu pozwala na ten „luksus”. O 13,30 siadamy przy Bacówce. Widoki na Beskid Sądecki niezapomniane.
 

Tutaj mieliśmy mały problem z odnalezieniem szlaku

 

Odpoczynek i kawa przy Bacówce


   O 14-tej ruszamy dalej, najpierw wracamy do niebieskiego szlaku i kierujemy się na Przełęcz Rozdziela/802/. Piękny szlak, łagodny, raz lasem, raz łąkami, widoki rewelacyjne. Niewiele ponad godzinę spokojnej wędrówki i jesteśmy na Przełęczy. Podziwiamy majaczącą w oddali Babią Górę/1725/, bliżej Trzy Korony/982/ i rozległą panoramę Gorców. Słońce grzeje jeszcze dosyć mocno, więc leniuchujemy maksymalnie długo. Zbliża się 16-ta i trzeba iść dalej.


Bajkowy widok na Pieniny i Gorce


    Teraz już żółtym szlakiem dosyć mocno w dół kierujemy się do Białej Wody. Po drodze nie możemy napatrzyć się na przepiękne skały: Brysztańskie Skały, Kuciubylską Skałę, Smolegową Skałę, Czubatą Skałę.
 

Piękne skały na żółtym szlaku do Białej Wody


     Idąc wzdłuż potoku Biała Woda, dochodzimy ok. godz 17 do parkingu. Fantastyczna wycieczka, godna polecenia dla wszystkich.



Pozdrawiamy serdecznie

 
Wiesiek i Dana

niedziela, 21 maja 2017

Tatry Wysokie – Hala Gąsienicowa

26.09.2016r.

Kilka lat temu byliśmy na Hali Gąsienicowej większą grupą złożoną z rodziny i przyjaciół. Jednak fatalna pogoda - mgła i deszcz nie pozwoliły nam podziwiać widoków. W schronisku postanowiliśmy z Daną, że kiedyś tu jeszcze wrócimy. Chwila ta nadeszła. W poniedziałek rano przez Jordanów, Skomielną Białą z budującą się nową Zakopianką, Zakopane - jeszcze bez korków, Toporową Cyrhlę i na parkingu w Brzezinach zatrzymujemy się po godzinie 9-tej. Postanowiliśmy iść najpierw czarnym szlakiem do Psiej Trawki. Ruszamy o 9,30 drogą bitą, duże „kocie łby” nie ułatwiają marszu, towarzyszy nam cały czas potok Sucha Woda. Trasa w miarę łatwa, niestety cały czas lasem, stąd niezbyt wiele widać, ale za to cisza i szum potoku wprowadzają nas w dobry nastrój. O 10-tej docieramy do Psiej Trawki, dawniej polany, dzisiaj już niewiele z niej pozostało.

W drodze towarzyszy nam potok Sucha Woda


Jesteśmy na Psiej Trawce


Szlak biegnie gęstym lasem, cisza i spokój

 Krótki odpoczynek i postanawiamy dalej iść czerwonym szlakiem na Rówień Waksmundzką, myśląc, że pozbędziemy się „kocich łbów”. Niestety dalej jest to samo, gdzieniegdzie tylko w miarę równy chodnik. Ale za to zdarzają się prześwity w lesie, widać Suchy Wierch Waksmundzki/1485/ oraz Małą Koszystą/2014/. Mniej więcej w połowie drogi na Rówień mijają nas dwa potężne ciągniki ze sprzętem do koszenia trawy. Za chwilę po lewej stronie ukazuje się ładnie wykoszona łąka, w oddali słychać pracujące ciągniki. Cały czas droga pnie się w górę. Po kilkunastu minutach widzimy Waksmundzką Polanę, po lewej stronie mijamy krzyż. Ten żelazny krzyż odlany został w Kuźnicach, ufundowany przez prof. Maksymiliana Nowickiego, badacza fauny tatrzańskiej w XIX wieku. Na Polanie ciągniki koszą pełną parą, myślę, że TPN chce przywrócić kilku polanom w miarę pierwotny wygląd. Jest to bardzo fajny pomysł. O 11,30 osiągamy Rówień Waksmundzką. Odpoczynek, posiłek, już możemy podziwiać piękne widoki, przede wszystkim grań Koszystej. 

Posiłek na Polanie Waksmundzkiej


Widok na piękną grań Koszystej


Panorama na Gorce, Beskid Sądecki i Pieniny

 O 12-tej ruszamy dalej zielonym szlakiem w kierunku Murowańca. Trasa biegnie trawersem Małej Koszystej/2014/, szlak jest uciążliwy, góra, dół, głazy, korzenie. Z góry widzimy Polanę Waksmundzką w pełnej krasie. Co jakiś czas odsłania się widok na północ. O 13,10 zatrzymujemy się na odpoczynek przy połączeniu z czarnym szlakiem. Widok fantastyczny, na wschodzie grań Koszystej, w dole Pańszczycki Potok, na północ Gorce, Beskid Sądecki, Pieniny. Można by tu siedzieć godzinami, ale czas ruszać dalej. Zielony szlak dalej uciążliwy. Po drodze spotykamy niewielu turystów, większość w naszym wieku. Mijamy kolejne potoki: Żółty Potok, dalej Czarny Potok i dostrzegamy charakterystyczne kamienie schroniska Murowaniec. Przed nami pięknie prezentują się: Kościelec/2155/, Żółta Turnia/2087/.

W tle Kościelec i żółta Turnia. Murowaniec już blisko


Architektura schroniska Murowaniec jest bardzo ciekawa


O 15-tej wchodzimy do schroniska, jak zwykle pełnego turystów. Posiłek, kawa i o 16-tej wychodzimy. Wracamy czarnym szlakiem, drogą z nieszczęsnymi „kocimi łbami”. Co jakiś czas odbijamy w las ścieżkami wydeptanymi przez turystów, aby choć trochę iść w miarę normalnie. Trud wynagradza nam widok i szum Suchej Wody. Mniej więcej w połowie drogi słyszymy narastający warkot silnika samochodu. Po chwili wyłania się samochód ciężarowy, z kilkoma tonami węgla, jadący do schroniska. Prędkość około 10 km/godz., czyli całą drogę pokona w kilkadziesiąt minut. Zacząłem się wtedy zastanawiać, czy nie lepiej tak jak Słowacy ostatnio w Tatrzańskiej Jaworzynie, dać na „kocie łby” asfalt. Ale już słyszę głosy oburzenia tych, którzy mocno krytykowali Słowaków za asfalt w Jaworzynie i schody na szlaku na Rysy. Ale dla czystości powietrza, spaliny z silników samochodowych, nie wydeptywanie ścieżek w TPN i co uważam za najważniejsze – umożliwienie niepełnosprawnym turystom na wózkach dojazd – można by się było nad tym zastanowić. O godzinie 18-tej dochodzimy do parkingu. Szlak, który wydawał się nam łatwy, okazał się dużo trudniejszy. Mocne podejścia, ostre zejścia, korzenie, głazy, to spowodowało, że całość trasy zajęła nam blisko 9 godzin. Mimo zmęczenia jesteśmy bardzo zadowoleni.

Pozdrawiamy serdecznie

Wiesiek i Dana

Beskid Żywiecki – Mała Babia Góra


21.09.2016r



Właśnie dziś, w ostatni dzień lata, przypada termin kolejnej wycieczki. Nie patrzymy jaka będzie pogoda, chociaż zapowiadana jest całkiem niezła. Razem ze Zbyszkiem jako cel wybieramy często omijaną Mała Babią Górę /Cyl,1517/. Niezbyt zdrowe żony zostawiamy w domu, sami po niespełna godzinnej jeździe, meldujemy się na niewielkim parkingu w Zawoi Czatoży. Pogoda, niestety nie jest dla nas łaskawa, ale tłumaczymy to tym, że niebo też płacze z powodu ostatniego dnia lata. Otwieramy parasole i o godzinie 9-tej, najpierw żółtym, następnie czarnym szlakiem kierujemy się na Przełęcz Jałowiecką Północną /Tabakowe Siodło,998/. Część naszej trasy pokrywa się z przebiegiem dawnego Tabakowego Chodnika. To właśnie tędy przemycano tytoń z Galicji na Węgry, a w okresie międzywojennym kwitła kontrabanda między Czechosłowacją a Polską.

Najpierw łagodnie, z parasolami w rękach, idziemy wzdłuż bajecznie szumiącego potoku Czatożanka. Chodzenie z parasolem po szlakach górskich może przez wielu być uznane jako dziwne, ja zdecydowanie wolę to niż pelerynę, gdzie po kilkunastu minutach czujemy się jak w saunie. Jedyną niedogodnością jest to, że jedna ręka jest cały czas zajęta. Niestety, widoków nie mamy żadnych, ale góry otulone w gęstej mgle są inne ale dalej piękne. Zaczyna się dosyć ostre podejście, idziemy wolniej, by po kilkudziesięciu minutach osiągnąć Przełęcz Jałowiecką Płn. Jest godzina 10-ta. Spotykamy tu czerwone znaki Głównego Szlaku Beskidzkiego oraz zielone prowadzące do celu naszej wycieczki. Krótki odpoczynek, lekki posiłek, zaczyna się robić zimno, więc idziemy dalej. Mijamy Przełęcz Jałowiecką Południową /Jałowieckie Siodło,996/. Po kilkunastu minutach szlak czerwony odchodzi w lewo na Markowe Szczawiny, my trzymamy się zielonego, który zaczyna piąć się w górę dosyć ostro. Cały czas niestety w deszczu, ale w tym także jest urok i czar gór. Po niespełna dwóch godzinach od Tabakowego Siodła osiągamy Cyl. Oczyma wyobraźni widzimy Babią Górę/1725/, panoramę Beskidu Żywieckiego, Orawę na Słowacji. Ale niestety jest to tylko wyobraźnia, dalej wszystko spowite jest w gęstej mgle. Postanawiamy wrócić tu, kiedy będzie piękna pogoda, bo widoki muszą być fantastyczne.
 

Tabakowe Siodło


We mgle niewiele widać, ale i tak jest pięknie


Mała Babia Góra zdobyta we mgle


 Dalej wygodnym chodnikiem idziemy w dół, po 10 minutach dochodzimy do ładnie zagospodarowanej turystycznie Przełęczy Brona/1408/. Tym razem nie korzystamy z ławeczek, deszcz to skutecznie uniemożliwia. Kamiennym chodnikiem szybko schodzimy, by po 15 minutach siedzieć w ciepłej jadalni schroniska na Markowych Szczawinach. Spotykamy licealną chyba grupę, zajętą komórkami i jedzeniem. My też się posilamy i odpoczywamy. Koło 13-tej wychodzimy ze schroniska, deszcz dalej pada, żółtym szlakiem kierujemy się do Zawoi Czatoży. Najpierw trawersujemy północne stoki Małej Babiej, w kilku miejscach widać ślady osuwisk kamiennych, gdzie trzeba bardzo uważać. Cały czas rozmawiając zbliżamy się do punktu wyjścia. W pewnym momencie widzę nogi Zbyszka w górze, natomiast najbardziej szlachetna część ciała jest w błocie. Na pytanie co się stało, odpowiada, że chciał kopnąć trującego grzyba. I w ten sposób przyroda tak potraktowała człowieka, całe szczęście, że samochód stał koło lasu, więc Zbyszek nie będzie musiał pokazywać plamy na spodniach, na tak delikatnej części ciała.

Na przełęczy Brona


Ślady kamiennych osuwisk

 Po kilkunastu minutach dochodzimy do parkingu, jest godzina 15-ta. Cała wycieczka trwała 6 godzin, ale to ze względu na pogodę. Przy pięknej aurze podejrzewam, że na podziwianie widoków byśmy przeznaczyli co najmniej 2 godziny. Wycieczka godna polecenia. Możliwy jest też mniej uciążliwy wariant szlaku na Markowe Szczawiny omijający Małą Babią.



Pozdrawiamy serdecznie



Wiesiek i Dana



Tatry Zachodnie – Słowacja – Brestowa

15.09.2016r.

Akurat córka Ania była w domu, więc postanowiliśmy zrobić wypad w wyższe góry. Wybraliśmy Brestową/1934/. Nie był to wybór przypadkowy, ponieważ dwa lata temu byliśmy na Siwym Wierchu/1805/, szliśmy wtedy z Przełęczy Wyżniej Huciańskiej – polecam. Chcieliśmy przejść kolejny odcinek głównej grani Tatr.
Pogoda pewna, wyjazd o 6-tej, na parkingu w Zubercu koło zajazdu Pribisko jesteśmy po godzinie 8-ej. Przepakowanie plecaków i o 8,15 ruszamy wygodną, bitą drogą wzdłuż Przybyskiego Potoku, żółtym szlakiem na Palenicę Jałowiecką/1573/. Pogoda wprawdzie piękna, niemniej widoczność jest nie najlepsza, wszystko jest za lekką mgiełką. Cały czas lekko w górę, między domami letniskowymi, przy wtórze szemrzącego potoku, pokonujemy kolejne odcinki. Cały czas przed sobą widzimy na pierwszym planie Ostry Groń/1216/, dalej Zuberski Wierch/1748/ i Małą Brestową/1903/. Przy granicy lasu krótki postój, lekki posiłek. Mija 9-ta, ruszamy dalej. Zaczynamy mozolny, mocny trawers Ostrego Gronia, który to szczyt mamy po lewej stronie. Co jakiś czas odsłania się widok na Dolinę Przybyską.
 

Ostre podejście

 Na szlaku spotykamy bardzo fajną rzecz, co 100 metrów postawione są słupki wysokościowe. Po raz pierwszy spotkaliśmy takie słupki przy szlaku na Siwy Wierch z Przełęczy Wyżniej Huciańskiej. Mijamy Ostry Groń, dalej mocno trawersujemy tym razem Koziniec/1462/, który mamy po prawej stronie. Mniej więcej w połowie drogi między Ostrym Groniem a Kozińcem, biegiem mija nas około 75-letni jegomość w towarzystwie wilczura. Wydaje się, że pies jest bardziej zmęczony niż właściciel. Od tej pory, gdy Ania słownie wykazuje oznaki zmęczenia, przypominam jej o starszym jegomościu. Z tyłu mamy piękną panoramę Zuberca.
 

Widok na Zuberec

 Podmuchy wiatru coraz mocniejsze, to oznacza, że powoli zbliżamy się do grani. Już teraz wśród kosówki dalej mozolnie podchodzimy, ale mamy kolejną atrakcję, wraca biegiem starszy pan z psem. Na 100% mogę powiedzieć, że wilczur był bardziej zmęczony od właściciela. Mam nadzieję, że dostrzegł w naszych oczach podziw i uznanie. Mijamy słupek 1500 metrów i po kilkunastu minutach osiągamy Palenicę Jałowiecką. Jest godzina 11-ta, czyli z Zuberca szliśmy około 3 godzin.

Krótki odpoczynek na Palenicy Jałowieckiej

 Tu na przełęczy rozstajemy się z żółtym szlakiem, który na całej długości prowadził tak jak dawna droga piesza mieszkańców Zuberca, którzy tędy chodzili do Liptowa. Krótki postój, podziwiamy Siwy Wierch, Małą Ostrą/1703/, Ostrą/1764/, przed nami Czerwony Wierch z trzema kulminacjami, najwyższa/1923/, z tyłu Zuberec i Skoruszyna/1314/. Po 15 minutach ruszamy dalej. Cały czas umiarkowanie pod górę, co 15-20 minut osiągamy kolejne szczyty: Redikalne/1651/, Zuberski Wierch.
 

W drodze na kolejne szczyty

  Pogoda dalej dobra, czasami tylko na kilka minut słońce chowa się za chmurami, wtedy odczuwamy, że jesteśmy już wysoko, bo robi się coraz chłodniej, ale za to odsłaniają się fantastyczne widoki. W pewnym miejscu na odcinku między Zuberskim Wierchem a Małą Brestową widok staje się bajkowy: Osobita/1687/ z lewej, Siwy Wierch z prawej wyglądają jak dwa potężne skalne rumaki szykujące się do skoku, widok rewelacyjny.
 

Widok na Siwy Wierch 

Mijamy Małą Brestową, w drodze powrotnej zrobimy sobie zdjęcie przy krzyżu, po kilkunastu minutach osiągamy w końcu Brestową. Jest 12,30. Słońce zaszło, podmuchy wiatru są już naprawdę zimne, szukamy jakiegoś zacisznego miejsca. Jak na złość wszędzie jest słońce, tylko nad Brestową ciemna chmura. Ale panorama wynagradza nam wszystko, widoczność się poprawiła, pięknie prezentują się Osobita, Bobrowiec/1663/, Kominiarski Wierch/1829/, Wołowiec/2064/, Rohacze Ostry/2088/, Płaczliwy/2125/, Trzy Kopy/2136/, Hruba Kopa/2166/.

Szczyt Brestowa zdobyty


Piękna panorama zwana "Orlą Percią" Tatr Zachodnich


Zejście w kierunku Małej Brestowej


Krzyż na Małej Brestowej

  Niestety zimno zmusza nas do ruszenia w powrotną drogę, tym samym szlakiem. Kilka minut i robimy sobie zdjęcia pod krzyżem na Małej Brestowej. Przy Zuberskim Wierchu znowu wychodzi słońce, Czerwony Wierch oświetlony promieniami słonecznymi udowadnia, że jego nazwa nie jest przypadkowa. Co jakiś czas odsłaniają się Bobrowieckie Stawki Biały i Czarny i to jest jedna z zalet powrotu tę samą drogą. Widać dużo więcej, w innym oświetleniu, co tylko dodaje uroku. Dochodzimy do Palenicy Jałowieckiej, chwila lenistwa w pełnym słońcu z widokiem na Siwy Wierch i leżący w dole Zuberec. Schodzimy ostro w dół, mijamy Koziniec, następnie Ostry Groń i o 16-tej przebieramy się przy samochodzie.
 

Parking w Zubercu z widokiem na Małą Brestową

 W sumie 8 godzin fantastycznej wyprawy, godnej polecenia dla wszystkich, nawet tych mniej wytrenowanych, tylko trzeba przyjąć odpowiedni margines czasowy.

Pozdrawiamy serdecznie

Wiesiek i Dana

czwartek, 18 maja 2017

Beskid Śląski – Stożek











                                  
                                 11.09.2016r


   W związku z tym, że szwagierka Marysia przebywała w Ustroniu na turnusie rehabilitacyjnym, postanowiliśmy wspólnie wybrać się na wycieczkę górską. Wybór padł na Stożek /978/. Jedyny termin bez zabiegów to niedziela, nie do końca ulubiony dla nas dzień ze względu na duży ruch turystyczny. Ale piękna pogoda wynagradza nam niedzielę, jazda do Ustronia, następnie na Kubalonkę. O 9,30 wychodzimy w trasę na Stożek Głównym Szlakiem Beskidzkim /czerwony/. Czas przewodnicki to 2,5 godziny, my planujemy 4 godziny. O dziwo przy tak pięknej pogodzie nie ma zbyt wielu turystów na szlaku. Po godzinie spokojnego marszu osiągamy Beskid /824/. Robimy postój, jemy posiłek, uzupełniamy płyny i oglądamy wspaniałe widoki. W oddali widać już budynek schroniska na Stożku, Marysia dziwi się, że to tak blisko. Uspokajam, że jest to tylko złudzenie, zresztą w górach wydaje się wszystko blisko, faktyczna odległość wychodzi dopiero jak docieramy do celu. Powoli odsłania się całe Pasmo Czantorii, lekko zmieniające barwy na wczesnojesienne.



Panorama na pasmo Czantorii


Po półgodzinnym odpoczynku schodzimy w dół do drogi bitej i po kilkunastu minutach docieramy do Przełęczy Łączecko /774/, gdzie spotykamy niebieski szlak z Wisły Głębce. Krótki postój, fantastyczne panoramy i decydujemy dotrzeć na Stożek niebieskim szlakiem - już teraz lasem.


Przełęcz Łączecko -informacja o szlakach



Z Marysią na Przeł. Łączecko podczas opisu trasy



Ja i moja siostra Marysia w drodze na Stożek



 Przypomina mi to szlak, także niebieski, z Krowiarek do schroniska na Markowych Szczawinach. Cały czas pniemy się łagodnie w górę, aż dostrzegamy najpierw wyciąg, potem „szalejących” na rowerach górskich młodzieńców i około 13-tej schronisko, które chociaż zbudowane w 1922 roku, prezentuje się całkiem okazale. Usadowiliśmy się na ławce, zjadamy posiłek, i podziwiamy piękną panoramę od Skrzycznego /1257/ aż po Baranią Górę/1220/. Widok niezapomniany. Chociaż patrzymy na widoki blisko godzinę, to wydaje się, że można tak siedzieć do wieczora.
 

Schronisko na Stożku


  Ale trzeba powoli wracać. Decydujemy się wracać cały czas szlakiem czerwonym /GSB/. O 14-tej wychodzimy, po drodze oglądamy panoramę z górnej stacji wyciągu i powoli podchodzimy na Kyrkawicę /973/. Dalej już płasko, za kilka minut podziwiamy skalne grzyby, ostańce z gruboziarnistego piaskowca istebniańskiego. Kilka zdjęć i ruszamy płaską ścieżką, by za moment osiągnąć Kiczory /990/. Przymusowy postój, bo rzadko można ujrzeć tak piękną panoramę Beskidu Śląskiego: od Czantorii przez Równicę/884/, Klimczok/1117/, Skrzyczne, Baranią Górę. Cały Beskid Śląski jak na dłoni. W dali widać zarysy Babiej Góry/1725/. Pod szczytami rozrzucone przysiółki wsi beskidzkich.

Ostańce z piaskowca istebniańskiego


Przepiękna panorama Beskidu Śląskiego

 

Kiczory - tablica widokowa na Beskid Śląski


  U dziewczyn odzywa się głód kawy, więc zbieramy się, schodzimy na Przełęcz Łączecko, krótkie podejście na Beskid, odwracamy się, żeby jeszcze raz popatrzeć na Stożek i schronisko. Zanurzamy się w las, by około 17,30 usiąść w restauracji na Kubalonce i popijać wspaniałą kawę. Kawa po kilku godzinach wędrówki jest najwspanialszym delikatesem. W sumie 8 godzin przy pięknej pogodzie, jeszcze wspanialszych widokach – fantastyczna wycieczka.




Pozdrawiamy serdecznie



Wiesiek i Dana

poniedziałek, 15 maja 2017

Gorce - Turbacz



25.08.2016r.



Po dwutygodniowej przerwie spowodowanej pobytem ukochanych wnuków, postanowiliśmy zorganizować wyjście w góry. Wybór padł na Turbacz/1310/, najwyższy szczyt Gorców. Niestety wyruszyliśmy tylko we dwoje z żoną Daną, ponieważ tym razem Grażynka i Zbyszek opiekowali się wnukiem. Jak zwykle pogoda wspaniała. Emeryci mają tę przewagę nad innymi turystami, że nie idą w góry kiedy mają wolne /bo mają zawsze/, tylko wtedy kiedy jest piękna pogoda. Wyjeżdżamy około 8-ej przez Bieńkówkę, Mszanę Dolną i za niewiele ponad godzinę meldujemy się na parkingu w Koninkach /7zł./ pod wyciągiem. Uiszczamy opłatę 4zł. za wstęp do Gorczańskiego Parku Narodowego i wygrzewając się w słońcu, oczekujemy na pierwszy wyjazd o godzinie 10-tej. Wyciąg jest czynny cały rok, obok ośrodek wczasowy /dawniej Huty im. Lenina/. W międzyczasie doszło kilkanaście osób i po 10-tej wsiadamy na krzesełka wyciągu. Wyjazd w jedną stronę kosztuje 12 zł. od osoby. Taki sam model kolejki krzesełkowej spotkaliśmy w Myślenicach na górę Chełm, zabytki z lat 70-tych XX wieku.

Przy wejściu do Gorczańskiego Parku Narodowego


Wyciąg krzesełkowy na Tobołczyk

Po kilkunastu minutach wysiadamy na Tobołczyku/966/ i zielonym szlakiem kierujemy się na Obidowiec/1106/. Widoki fantastyczne, cały czas po lewej stronie widać Beskid Wyspowy – Ćwilin/1072/, Śnieżnicę/1007/ i Ciecień/829/, na którym nie tak dawno byliśmy. Szlak prowadzi delikatnie pod górę, czasami mijamy zbieraczy jagód, aż dochodzimy do Suhory/1000/. Stoi tam tablica informacyjna z planszą opisującą widok na Gorce, Beskid Wyspowy i Pasmo Babiogórskie. Nie wchodzimy na szczyt, szlak biegnie obok i niestety nie widzimy obserwatorium astronomicznego. Na jego lokalizację wybrano właśnie Suhorę ze względu na czyste powietrze i brak w pobliżu większych miejscowości, które by swoimi światłami zakłócały obserwację. Jest to najwyżej położone obserwatorium astronomiczne w Polsce. Dalej szlak zaczyna być bardziej stromy, często na większych pochyłościach zbudowane są schody. Zapewne zapobiega to erozji gleb. Po około 1,5 godziny od górnej stacji wyciągu osiągamy Obidowiec. Odcinek szlaku między Suhorą a Obidowcem był dosyć mozolny, dlatego wkrótce na łące urządzamy postój. Jedzenie, napoje a przede wszystkim widoki, po lewej stronie Beskid Wyspowy, po prawej Gorce i Tatry i tak będzie jak się później okazało aż do samego Turbacza.
 

W drodze na Turbacz

Półgodzinny odpoczynek szybko się skończył, ruszamy dalej czerwonym szlakiem / od Obidowca Główny Szlak Beskidzki/, po lewej stronie mijamy miejsce katastrofy samolotu, która wydarzyła się 25 maja 1973r. Był to samolot sanitarny, który odbywał lot z Gdańska do Kielc, a następnie leciał do Nowego Targu. Transportował chore dziecko, które z lotniska w Nowym Targu miało zostać zabrane do szpitala w Rabce-Zdroju. Trudne warunki atmosferyczne spowodowały katastrofę. Zginęła matka dziecka, poważnego urazu kręgosłupa doznał pilot, natomiast dziecko uniknęło większych obrażeń. Chwila zadumy i refleksji, jak dziwnie układają się ludzkie losy. W jednym miejscu są ludzie szczęśliwi, zachwyceni wspaniałym krajobrazem i w tym samym miejscu dochodzi do tragedii. 
W zasadzie cały czas szlak prowadzi grzbietem, stąd rozległe panoramy.
 

Miejsce katastrofy lotniczej


Rozległa panorama w drodze na Turbacz


Dochodzimy do skrótu, którym omijając Turbacz i schronisko możemy dojść do szałasu papieskiego na Hali Turbacz, ale głównym celem jest szczyt, więc bardziej mozolnie podchodzimy i około 13-tej jesteśmy na górze z charakterystycznym punktem geodezyjnym.

Na szczycie Turbacza


Krótki odpoczynek na Turbaczu

 Krótki odpoczynek, podziwiamy panoramę i schodzimy, by po 10 minutach usiąść na ławkach przed schroniskiem. Środek tygodnia, a jadalnia pełna, dużo jest rowerzystów. Pijemy kawę i widzimy na południu Jezioro Czorsztyńskie z zamkami w Niedzicy i Czorsztynie, a przede wszystkim Tatry. Taką panoramę można oglądać godzinami, ale po pół godzinie ruszamy dalej szlakiem niebieskim. Po 15 minutach dochodzimy do Szałasowego Ołtarza na Hali Turbacz. W tym miejscu 17 września 1953 roku ks. Karol Wojtyła odprawił mszę świętą po raz pierwszy stojąc twarzą do wiernych, grupy przyjaciół, młodych naukowców i studentów z Krakowa oraz gorczańskich pasterzy. W 50 rocznicę tamtego wydarzenia oraz 25 rocznicę pontyfikatu w hołdzie uczestnicy tamtej liturgii, przyjaciele i turyści zbudowali ten ołtarz w dniu 13 września 2003 roku.
 

Szałasowy ołtarz na Hali Turbacz

Chwila zadumy i ruszamy w kierunku Czoła Turbacza/1259/, mijamy tablicę poświęconą ratownikom górskim i na szczycie robimy odpoczynek. Otwiera się widok na Beskid Sądecki, z daleka widać schronisko na Turbaczu. Po kilku minutach idziemy dalej. Cały czas schodzimy w dół, w wielu miejscach stromo, stąd schody. Wkrótce widzimy piękną halę Średnie. Grzechem byłoby nie posiedzieć chwilę i delektować się ciszą oraz widokami. 15 minut później wchodzimy w las i cały czas stromo w dół, w większości po schodach, uda mamy rozgrzane do czerwoności, kolana czasami odmawiają posłuszeństwa. W duchu myślę sobie, jak to dobrze, że nie skusiło nas, żeby tędy podchodzić, prawdziwa Golgota.
 

Ostatni odcinek wędrówki

Ale już szum potoków Koninka i Turbacz, pięknie zagospodarowana Polana Oberówka i parking w Koninkach. Jest godzina 17,30, czyli byliśmy w górach około 7 godzin. Szlak piękny, ukłony i szacunek dla Dyrekcji GPN za zagospodarowanie szlaków i ścieżek edukacyjnych.



Pozdrawiamy serdecznie

Wiesiek i Dana